Wyprawa Jedwabnym Szlakiem cz.4
Wyprawa Jedwabnym Szlakiem cz.4
Relacja z wyprawy Jedwabnym Szlakiem przez Azję Centralną
Restauracja okazuję się lokalem o standardzie europejskim. Ciesząc się prostymi zdobyczami cywilizacji „balujemy do zamknięcia knajpy.
Na nocleg wybieramy brzegi słonego jeziora Issyk Kul oddalonego od Karakol o kilkadziesiąt km. Po północy docieramy nad samą wodę i rozbijamy nocleg na plaży. Ciepła woda sprzyja kąpieli, która przynosi ulgę po upalnym dniu.
Krótki kontakt z cywilizacją, poranna kąpiel w jeziorze powodują, że wszyscy pełni energii ruszamy dalej. Od dziś nasza Wyprawa Jedwabnym szlakiem wkracza w nowy etap – wyższe pasma masywu Tien Szan. Przed nami przełęcz Tossor Pass położona na wysokości 3880m npm.

Droga do przełęczy to już tylko szutry, po których nie da się jechać szybciej niż 30 km/h. Kilometry ubywają wolno ale z racji wysokości temperatura jest niższa i upał już tak nie doskwiera. Powolna jazda pozwala nam podziwiać zapierające dech w piersiach górskie krajobrazy. Spotykamy pierwsze stada Jaków żyjących tu półdziko i spełniających rolę wysokogórskich krów.

Im wyżej tym więcej śniegu i droga staje się coraz bardziej wymagająca. Po jednym z trudniejszych odcinków zatrzymujemy się na wypłaszczeniu w kotle otoczonym z trzech stron kilkusetmetrowymi piargami. Wszędzie wokół nas widać ślady licznych kamiennych lawin.


Promienie słoneczne powoli topią lód i śnieg, który utrzymuje kamienie na stromych zboczach. Kiedy kamienie spadające z góry zaczynają przetaczać się przez naszą drogę zarządzamy szybką ewakuację.

Wraz ze wzrostem wysokości pojawia się problem choroby wysokościowej. Niestety nie wszyscy z naszej ekipy znoszą dobrze takie warunki. Na scenę wkracza Jacuś, nasz wyprawowy „doktore”, który ku zaskoczeniu wszystkich poza baaardzo obszerną apteczką zabrał ze sobą nawet małe butle z tlenem! Jacek zarządza postój na przeprowadzenie badań. Pomiary ciśnienia krwi, tętna pozwalają wytypować osoby potrzebujące doraźnej pomocy. Od Jacka dowiadujemy się, że palacze wyrobów tytoniowych żyjący w permanentnym niedotlenieniu dużo lepiej znoszą warunki wysokogórskie. Organizm palaczy jest przyzwyczajony do niedoborów i dodatkowo wytwarza więcej hemoglobiny. To chyba jedyna sytuacja kiedy papieroski sprzyjają zdrowiu.

Leki i terapia tlenowa pozwala wszystkim bezpiecznie dotrzeć na szczyt przełęczy. Seria pamiątkowych zdjęć i lecimy dalej.

Po zjechaniu do pobliskiej doliny na ok 3000 m npm rozbijamy obóz. Wysokość robi swoje, temperatura w nocy spada poniżej 10C. Są też plusy noclegu na takiej wysokości! To jeden z niewielu wieczorów naszej wyprawy bez komarów i meszek! Jak się później okaże przez następne tygodnie nasza Wyprawa Jedwabnym Szlakiem poniżej 2000 m npm zjedziemy tylko na kilka chwil.
Kolejny dzień to podroż przez magiczną krainę. Widoki są takie, że co chwilę zatrzymujemy się aby nacieszyć oczy nieprawdopodobnym krajobrazem.

Chcąc obfotografować wszystkie warte tego okoliczności przyrody na przejechanie 100km potrzebowalibyśmy minimum tygodnia. Za każdym zakrętem pojawia się kolejna rajska kraina.

Tutaj Kirgizi nie zsiedli z konia i starają się żyć szczęśliwie z dala od cywilizacji w zgodzie z naturą.


Nasza Wyprawa Jedwabnym Szlakiem dociera do jednego z najwyżej położonych jezior na świecie – Son Kul zwanego perłą Azji. Krótka koffi pause, sesja foto i dalej w drogę. Przed nami jedna z najsłynniejszych Kirgiskich przełęczy – Moldo Ashu. Wysokość może nie powalająca, „tylko” 3200 m npm ale za to widoki już absolutnie, bezwzględnie powalające!!!!!!

Kolejne przystanki na dokumentację fotograficzną zabierają sporo czasu więc powoli toczymy się w dół w kierunku rzeki Naryń, którą musimy przekroczyć jadąc w kierunku Tadżykistanu. Kiedy późnym popołudniem docieramy do rzeki zamiast mostu widzimy plac budowy… Decydujemy, że nocleg zrobimy na okolicznych łąkach a kolejnego dnia poszukamy przeprawy. Tym razem w nocy temperatura komfortowa, 20C.
Rano budzi nas Kirgiz na osiołku. Oferuje pomoc w znalezieniu drogi do miasta Naryń, gdzie jest najbliższa przeprawa przez rzekę. Oferuje też krótko terminowy wynajem osiołka na przejażdżki. Tym razem jednak nasz gość oczekuje podarunków w zamian za pomoc i osiołkowe atrakcje. W ramach zapłaty otrzymuje spodnie. Wypatrzył jeszcze buty, papierosy oraz nóż. Zasugerował, że do osiągnięcia pełni nirvany i satysfakcji ze spotkania z nami brakuje mu właśnie tych przedmiotów. Niestety musimy go rozczarować i skończyło się na spodniach. Żegnamy się z naszym gościem i ruszamy w stronę Narynia.
W mieście zakupy, tankowanie i jedziemy dalej. Cel na dziś to miasto Jalalabad. Po drodze chcemy zwiedzić zamek Tash Rabat. Niesty przedstawiany w przewodniku jako wielka warownia wykuta w skale Tash Rabat okazuje się niewielką kamienną budowlą przyklejoną do zbocza góry. Rozczarowanie „zamkiem” wynagradzają nam bajkowe widoki za oknami samochodów. Określenia pięknie, cudownie to zdecydowanie za mało żeby opisać krajobrazy, które nas otaczają.


Ponieważ jedziemy z północy na południe a pasma górskie ułożone są równoleżnikowo nasza droga to wspinanie się na kolejne przełęcze i zjazdy do magicznych dolin. Na jednym z takich zjazdów trafiamy na kirgiskie wesele, które z jakiegoś powodu rozlokowało się na stoku góry. Podobno chodziło o pamiątkowe zdjęcie młodej pary z gośćmi. Widok z tego miejsca na dolinę był rzeczywiście KOSMICZNY i NIESAMOWITY!


Szansy na przejechanie bez krótkiego udziału w weselu oczywiście nie ma. Kirgizi zagradzają drogę i oznajmiają, że bez wypicia „stakanka” za zdrowie młodych i pamiątkowego zdjęcia nie przejedziemy. Oporu z naszej strony nie ma i w ramach odpoczynku przez godzinę świętujemy wspólnie szczęście młodej pary.
Po całym dniu podróży górskimi półkami nocleg robimy na dnie wyschniętej rzeki. Koryto na dnie którego śpimy daje nam wyobrażenie o sile żywiołu jaki przechodzi tędy na wiosnę kiedy woda z topniejącego śniegu spływa z gór. Kilkumetrowe ściany i głazy większe od naszych samochodów tworzą niesamowitą atmosferę tego noclegu.
O 5 rano budzi nas ostre słońce i temperatura 22C a jesteśmy na wysokości 1800m npm. Już o 7:15 siedzimy w samochodach i jedziemy dalej na południe. Mimo znacznej wysokości, miejscami ponad 3000 m npm, na termometrach 44C. Powoli ale systematycznie nasza Wyprawa Jedwabnym Szlakiem zbliża się do bieguna ciepła – okolic miast Jalalabad i Osh. Drogi fatalne. Pyliste tarki przez setki kilometrów i upał robią swoje. Wszyscy czujemy spore zmęczenie.
Wczesnym popołudniem docieramy do Jalalabadu. Chaos panujący na ulicach wymaga od kierowców najwyższej koncentracji . Po godzinnym poszukiwaniu szczęśliwie udaje nam się znaleźć kantor, wymienić pieniądze, zatankować i zrobić zakupy. Jak najszybciej chcemy opuścić rozgrzany do czerwoności i zatłoczony Jalalabad.
Próbując jak najszybciej wyrwać się z piekła trafiamy na drogę, która przenosi nas kilka tysięcy lat wstecz. Jej nawierzchnia to pył tak gęsty i kleisty jakiego nikt z nas nigdy nie widział. Mieliśmy wrażenie, że jedziemy w błotnej zawiesinie o konsystencji gęstej zupy. Różnica polegała tylko na tym, że w tym przypadku „błoto” zostawało w powietrzu tworząc nieprzeniknioną ścianę pyłu. W momentach kiedy zawiał wiatr zdmuchując masy kurzu, naszym oczom ukazywały się postacie jak ze starożytnego Egiptu. Rozebrani do pasa, wychudzeni dorośli, dzieci, kobiety. Mężczyźni kopiący glinę drewnianymi narzędziami, ręcznie formujący cegły i wypalający je na słońcu. I tak przez kilka kilometrów. Niesamowity widok!!!
Za miastem szybko udaje nam się znaleźć ładne miejsce na nocleg gdzie w zachodzącym słońcu, przy tym razem kirgiskim koniaczku, dzielimy się wrażeniami mijającego dnia.
Kolejny raz budzi nas słońce i jak na 7 rano wysoka temp 26C. Cel na dziś to granica Tadżykistanu i Pamir. W jednej z ostatnich kirgiskich miejscowości przed granicą tankujemy wodę a zbiorniki i kanistry wypełniamy paliwem. W górach Tadżykistanu będzie dużo trudniej znaleźć stację benzynową a ON szczególnie. Generalnie poza dużymi ciężarówkami w Tadżykistanie jeździ się samochodami z silnikami benzynowymi.
W drodze do granicy znowu zaczynamy nabierać wysokości. Przed nami widać już majestatyczne szczyty Pamiru. Przed nami góry o przeciętnych wysokościach grubo powyżej 7000 m npm. Wraz ze wzrostem wysokości okolica staje się bezludna, dzika i surowa. Temperatura spada gwałtowanie.

Wczesnym popołudniem docieramy do granicy kirgiskiej. Jest już tylko 15 C. Szybko się odprawiamy i wjeżdżamy na ponad 20km pas ziemi niczyjej między posterunkiem Kirgizów i Tadżyków.
C.D.N…….
Pozostałe części relacji z Wyprawy Jedwabnym Szlakiem:
Relacja z wyprawy Jedwabnym Szlakiem cz. 3
Relacja z wyprawy Jedwabnym Szlakiem cz.2
Relacja z wyprawy Jedwabnym Szlakiem cz.1